Komoda & Amiga plus
Magazyn użytkowników komputerów Commodore

Jump Ninja

Macie ochotę nieco poskakać w tej pozornie niewymagającej, ale i całkiem wciągającej, świeżej produkcji? No to joy’e w dłonie i do dzieła! Wcielicie się dziś w troszkę nietypowego wojownika ninja, a nietypowego dlatego, że ich standardowa aparycja zwykle kojarzy się nam raczej ze stosunkowo drobną, wysportowaną posturą. Dla odmiany, główny bohater tejże gry posiada z kolei ogromny (piwny?) brzuch, tym bardziej więc dziwić może przy takich gabarytach lekkość jego skoków – no ale nie będziemy może wchodzili w szczegóły anatomiczne postaci oraz ich przełożenie na realizm jej ruchów, bowiem wiadomym jest, że to jedynie o pewną dozę humoru w tym miejscu chodziło ;-).

Godny pochwały jest z pewnością fakt, że jak czytamy na krótkiej adnotacji przed właściwym ekranem tytułowym Jump Ninja, autor gry Wanax (któremu z grafiką i muzyką pomógł saulc12), stworzył ją specjalnie dla swego syna Francesco (i zgodnie z jego życzeniami), a wszystko po to, by od najmłodszych lat zaszczepić w nim miłość do ukochanego przez ojca C64 (i mając jednocześnie nadzieję, iż obecne „starsze” pokolenie nie będzie ostatnim, które wielbi beżowy chlebaczek i te dorastające przejmą w tej kwestii pałeczkę). Swoją drogą, jest to świetny prezent i na pewno będzie przez syna po latach pamiętany, bo mówi się zresztą, że najlepsze prezenty to nie te wymagające jedynie wizyty w sklepie z dużą ilością gotówki przy sobie, ale właśnie samodzielnie wykonane, wkładając w nie swój własny czas i umiejętności, takie od serca i z duszą.

No ale teraz do rzeczy i konkretnie o grze. Choć w pierwszej chwili jej stylistyka w 100% kojarzy się z niesamowicie popularnymi „jednoprzyciskowcami” w stylu Flappy Bird czy Canabalt, to jest to jedynie prawda połowiczna, bo tutaj poziom „skomplikowania” (o ile tak to można nazwać) powędrował o stopień wyżej – oprócz przycisku fire odpowiedzialnego za skok, wychyłami joysticka w lewo-prawo sterujemy ruchem naszego „grubokościstego” ninja w poziomie, by w miarę precyzyjnie i bezpiecznie opadać na kolejnych platformach. Trzeba to oczywiście czynić dość sprawnie, bo plansza jest cały czas w jednostajnym ruchu, na szczęście nie o jakimś zawrotnym tempie.

Co ciekawe i zaskakujące (jak na ten typ produkcji), gra nie jest wcale grą bez końca, gdzie możemy sobie skakać do, przepraszam za wyrażenie, „usranej śmierci” (zakładając, że robimy to bezbłędnie, rzecz jasna). W dolnej części ekranu, oprócz licznika punktowego i ilości pozostałych żyć, znajduje się bowiem także numerek aktualnego poziomu oraz pasek postępu w pokonywaniu tegoż poziomu (dzięki któremu precyzyjnie widzimy, na jakim jego dystansie się aktualnie znajdujemy). Super rozwiązaniem jest też to, że każdy z poziomów podzielony jest na coś w rodzaju punktów kontrolnych (oznaczonych jako pionowe kreseczki na wspomnianym pasku) i po nieszczęśliwym upadku nie zaczynamy naszego hasania od samego początku, ale właśnie od osiągniętego miejsca „zapisu”. Wszystkich poziomów jest 9, a dodatkowym utrudnieniem w tych późniejszych (do których początkowo i tak łatwo dotrzeć nie będzie) są jeszcze przeciwnicy i przeszkadzajki.

Choć w tytułach tego typu najważniejsza jest grywalność, to uwagę zwraca także bardzo ładna i kolorowa grafika, wykonana w wysokiej rozdzielczości. Może i jest dość prosta, ale też jednocześnie bardzo „czysta” i przyjazna. Mamy tu też naprawdę płynny przesuw ekranu, w dodatku wzbogacony o drobny efekt paralaksy – woda w dole krajobrazu płynie nieco szybciej niż przesuwa się reszta tła, a z kolei słoneczko i chmurki u góry stoją sobie w miejscu. Klimacik jest więc jak najbardziej przyjazny i jedyne czego mógłbym sobie jeszcze życzyć, to nieco większej różnorodności elementów tła pomiędzy kolejnymi poziomami. Całości dopełnia spokojna muzyka, przygrywająca na lekko orientalną nutę i jest ona raczej z gatunku tych, które ani absolutnie nie przeszkadzają, ani też nie wzbudzają specjalnego zachwytu. Ot takie typowe uzupełnienie „tła” i w tej kwestii dobrze spełnia ona swoją rolę – jest nawet całkiem przyjemna, gdy akurat uwaga oderwie się nam chwilowo od bezustannego skakania i zaangażuje uszy.

W Jump Ninja zdecydowanie warto zagrać, nawet jeżeli nie możecie tego jeszcze uczynić z własnym synem, jak autor tej gry. Tym bardziej, że gra nie jest aż tak trudna, jak wydaje się na początku – trochę treningu i można dojść do wprawy. Ja, mimo że nie najlepiej radzę sobie w tego typu zręcznościówkach, tutaj po kilkudziesięciu minutach poczynałem już sobie jednak dość dobrze, a nabyta po tym czasie stosunkowa pewność w pokonywaniu kolejnych platform przełożyła się na sporą radość z gry. Także jak najbardziej polecam.

Podziel się tym:

Wolisz papier?

Recenzja

GP Cars

Nic nie może równać się z zapachem benzyny i palonych opon. I rykiem silników. A

Recenzja

H.E.R.O.

Wstrząs w kopalni uwięził górników pod ziemią. Na szczęście jesteś ty, prawdziwy H.E.R.O. czyli Hiper

C64

Party Speedway

Dynamiczne wyścigi żużlowe dla 1 do 4 graczy inspirowane znaną z późnych lat 90. grą

Copyright 2020, Komoda&Amiga Plus