Ten artykuł został opublikowany w numerze 1 magazynu Komoda & Amiga Plus.
Powiem Wam, że wychodzące w obecnych, „nowożytnych” czasach gry na C64 dzielę sobie prywatnie na trzy kategorie. Pierwsza, to tytuły dość proste, raczej niezachwycające oprawą audiowizualną i tworzone często przez osoby rozpoczynające dopiero swą przygodę z kodowaniem, a samemu traktujące je nierzadko jako coś w rodzaju wprawek. Mimo wszystko, jeżeli produkcje takie oparte są na ciekawym pomyśle, potrafią skraść trochę czasu. Druga kategoria to już gry tworzone przez programistów bardziej doświadczonych, co zdecydowanie widać w kwestii profesjonalizmu zastosowanych rozwiązań i dużo wyższego poziomu grafiki i dźwięku. Wciąż jednak są to tytuły raczej nieskomplikowane w kwestii mechaniki i oparte na stosunkowo prostym pomyśle. Potrafią już jednak wciągnąć na dłużej, zachwycić poszczególnymi elementami i dać graczowi sporo radości. Trzecia i ostatnia kategoria to produkcje, które zapożyczając nieco współczesnego biznesowo-growego nazewnictwa, można pół żartem, pół serio określić jako tytuły „AAA” (z definicji są to gry najwyższej jakości, o największym stopniu zaawansowania, mające olbrzymi budżet i rozległą kampanię reklamową). A jakie tytuły mam tutaj na myśli, adaptując ten termin do potrzeb retro? No chociażby wywracające w ostatnich latach Commodorowski świat do góry nogami Knight’n’Grail, Soulless czy port Prince of Persia. To one właśnie cieszą mnie najbardziej. Nie myślcie jednak, iż powodem jest jedynie fakt, że jestem tak wybredny i nie potrafię się bawić przyczymś mniejszego kalibru (bo jest wręcz przeciwnie). Po prostu ich ukazanie się na poletku C64 traktuję jako coś w rodzaju „wydarzenia”. Coś, co pozwala się poczuć jak za dawnych lat, kiedy o wychodzącym i uwiecznianym na pierwszych stronach magazynów tytule rozmawiali z wypiekami na twarzy wszyscy. Bo nie zrozumcie mnie źle… Prostsze (choć profesjonalnie wykonane) gierki wychodzą dość regularnie i wychodzić będą za sprawą licznych pasjonatów. To jednak tytuły z najwyższej półki, przygotowywane wieloma miesiącami, długo i starannie planowane, a epatujące ogromnym jak na ich możliwości rozmachem będą świadczyć o tym, że nasze ukochane maszyny ani trochę nie obniżają swoich lotów. Zastanawiacie się pewnie, po co jednak ten cały przydługi wstęp? Ano po to, by uroczyście ogłosić, że do wymienionych wcześniej gigantów „AAA” dołącza The Vice Squad.
Widząc już zresztą tą grę w ofercie Psytronik Software można było z dużą dozą prawdopodobieństwa przypuszczać, że coś jest na rzeczy. Psytronik nie tylko nie wydaje bowiem rzeczy słabych, ale i w większości wypuszcza w świat tytuły naprawdę świetne i przygotowywane z dużym rozmachem. Wystarczy zresztą przed odpaleniem tej produkcji zerknąć sobie na wideo trailer gry, by zrozumieć o czym mówię. Połączone ze sobą kadry z ulicznych pościgów superwozów (nie mam pojęcia, czy nagrywanych specjalnie na potrzeby tego trailera czy też zapożyczonych z jakiegoś filmu, ale to w sumie nieistotne) i fragmentów gameplay’a samej gry, a to wszystko okraszone świetnie dobraną muzyką. Takich rzeczy nie przygotowuje się dla pierwszej lepszej produkcji, a jedynie dla tych, które naprawdę mają ambicję namieszać i odbić się w retro-świecie sporym echem. Polecam zresztą rzucić okiem przed rozpoczęciem zabawy na owo promocyjne wideo (https://www.youtube.com/watch?v=_54HXH-e8-o) by jak najlepiej wprowadzić się w klimat tej produkcji.
No ale dobrze, dość już tego podnoszącego rangę tytułu wprowadzenia, czas przejść do konkretów, czyli po prostu do tego, o czym gra opowiada. Wielu Commodorowcom słówko „Vice” kojarzy się pewnie w pierwszej kolejności ze świetnym emulatorem naszych sprzętów, ale ludziom wychowanym w latach 80 i 90-tych, także pewnie i z amerykańskim serialem sensacyjnym „Miami Vice”. Znany u nas jako „Policjanci z Miami” serial dotykał głównie problemów udaremniania przemytu i rozprowadzania narkotyków. I tu trop jest właściwy, bowiem właśnie w policjanta przyjdzie nam się wcielić w tej produkcji i podobne też zresztą zadanie przed nim stanie. Konkretnie mowa o kapitanie Jamesie Hutchu, który będzie musiał stawić czoła meksykańskiemu baronowi narkotykowemu zwanemu El Guato, choć nigdy wcześniej nie musiał mierzyć się z aż tak poważnym zadaniem. W tej sytuacji nie ma jednak wyboru i będzie musiał zrobić wszystko, by rzucić na kolana narkotykowe imperium barona, jako że ten nieopatrznie zdecydował się rozbudować je o miasto, w którym służy kapitan Hutch. Kolejny problem tkwi w tym, że z powodu szalejącej na wysokich policyjnych szczeblach korupcji, będzie mógł liczyć tylko na siebie i swojego partnera. Zadanie nie będzie więc proste, a jako że El Guato jest personą wysoce niebezpieczną, trzeba będzie użyć ku jego eliminacji wszelkich możliwych środków.
Generalnie rzecz biorąc, żeby tak jednym zdaniem na sam początek przybliżyć Wam jak wygląda rozgrywka w The Vice Squad, przywołam dość znany (nie tylko z C64) tytuł Spy Hunter. Tutaj z grubsza chodzi o to samo, jednak z akcją nie w pionie, a w poziomie ekranu, z trochę większym stopniem urozmaicenia wielu elementów, no i w znacznie lepszej oprawie audiowizualnej, o której będzie jeszcze później mowa. Kierujemy się bowiem stale naszym wozem w prawą stronę ekranu i unikając cywilnych aut, staramy się za pomocą strzałów lub spychania z trasy wyeliminować wskazane, wrogie cele.
Cała gra składa się z dziewięciu oddzielnych misji, co daje sumarycznie dość sporą liczbę. Cieszy też pewne ich urozmaicenie. Raz będziemy musieli pozbyć się określonej liczby czarnych, nieoznakowanych samochodów szmuglujących narkotyki, kiedy indziej znowu ciężarówki naszpikowanej bronią, później z kolei czołgu mającego zamiar zaatakować dzielnicę finansową, by ostatecznie na końcu rozprawić się z samym El Guato, pilotującym skradziony przez niego, a niewykrywalny przez radary bombowiec. Całość układa się w dość fajną historię ze stale wzrastającym poziomem zagrożenia i choć może nie jest to jakiś szczyt różnorodności, to jednak miło, że nie musimy cały czas robić tego samego. Szczególnie, że przed rozpoczęciem każdej z misji, w dole ekranu widzimy coś w rodzaju „odprawy”, za którą uważana może być dyskusja między głównymi bohaterami, przedstawiającymi na czym dokładnie polega najbliższe zadanie (swoją drogą, bardzo fajnie przedstawiono ich animowane twarze).
Gra wyposażona jest w bardzo przyjemne i mocno intuicyjne sterowanie. Prowadzony samochód żwawo reaguje na wychyły joysticka i jazda nim naprawdę zalicza się do dających wiele radości czynności. Bardzo fajnie można sobie „dozować” prędkość prowadzonego pojazdu, jako że po wychyleniu joysticka w prawo, co odpowiada za gaz, samochód płynnie przyspiesza, z kolei po zwolnieniu wychyłu, powoli hamuje. Taka dynamika świetnie sprawdza się użytkowo, jako że na prostej i szerokiej drodze aż się prosi by przycisnąć gaz do dechy, z kolei w przypadku pokonywania niebezpiecznego slalomu wśród krętych zwężeń, lepiej jest zwolnić do prędkości gwarantującej bezpieczeństwo. Samochód, oprócz standardowych strzałów ze zwykłej broni, wyposażyć można w dodatkowe power-upy, takie jak możliwość zostawienia za sobą plamy oleju, strzelanie do tyłu, kierowane w przód i tył rakiety oraz boczne „odbijacze” (nie wiem jak to inaczej nazwać). Każdy kolejny poziom wzbogacenia powyższego arsenału wypada z co 8-go pokonanego wroga (na pojedynczym życiu). Ciekawostką jest też przyznawana nam po zakończeniu każdej misji odznaka (złota, srebrna lub brązowa), której kolor ściśle należy od tego, jak wiele cywilnych aut odesłaliśmy na złom. Oczywiście, co zrozumiałe, im dokonane szkody są mniejsze, tym pamiątkowa odznaka będzie z cenniejszego kruszcu. Gra prezentuje bardzo wysoki poziom oprawy audiowizualnej, zdecydowanie godny produkcji takiego kalibru.
Grafika naprawdę potrafi zachwycić, a czyni to nie tylko samym poziomem wykonania, ale także wartą odnotowania różnorodnością. Urozmaicenie w kwestii napotykanych na drodze pojazdów jest bowiem dość duże. Są zwykłe i sportowe samochody, są vany, są motory z przyczepkami i bez przyczepek, ciężarówki, cysterny itp. Oprócz tego oczywiście rozmaite pojazdy wojskowe z arsenału wrogiego barona i jego świty, które przyjdzie nam likwidować. Na osobną i szczególną pochwałę zasługuje też grafika tła. Jest kolorowa, pełna szczegółów, a co najważniejsze – bardzo zróżnicowana. Rozpoczynając kolejną misję, wita nas nie tylko inna paleta kolorystyczna, ale także odmienne drogi, budynki, przeszkody, elementy otoczenia, no dosłownie wszystko (po kilku levelach mają oczywiście miejsce powtórki, ale nie uniknie się tego przecież w 64KB). Do tego, całość jest animowana bardzo płynnym scrollingiem ekranu. Super. Na stronie RGCD widnieje wręcz przestrzegająca informacja (nie wiem na ile żartem, a na ile serio), że podczas zabawy, na wskutek wysokiej prędkości może wystąpić u grającego „syndrom pościgowy” (faktycznie opisana policyjna przypadłość, sprawiająca iż w skutek ogromnych ilości adrenaliny wydzielającej się podczas prowadzenia pościgu, mogą oni nie panować nad swoimi agresywnymi reakcjami). Na pochwałę zasługuje również muzyka umilająca nam wykonywanie powierzanych misji. Doskonale pasuje ona do klimatu całej produkcji, jest melodyjna, energiczna, ale bynajmniej nie przesłodzona. Po prostu dobrze zgrywa się z całością.
The Vice Squad jest dziełem Achima Volkersa (kod), Trevora Storey’a (grafika i koncept) oraz Linusa (muzyka i efekty dźwiękowe). Creditsy uzupełnia jeszcze kilka osób odpowiedzialnych między innymi za testowanie, przygotowywanie loadera, opracowywanie opakowań itp., ale nie będę może ich wszystkich tutaj wymieniał. Zainteresowani sami z pewnością znajdą sobie takie info. Gra oficjalnie wydana została za sprawą wspomnianego na początku Psytronik Software w grudniu 2013 roku, na bardzo ładnie wydanych dyskietkach i taśmach. Równie imponującą wizualnie wersję kartridżową tytułu przygotowało z kolei współpracujące z Psytronikiem RGCD. Gra według zapewnień twórców przeznaczona jest dla C64/C128/C64GS, niestety wspierając jedynie system PAL (choć użytkownicy maszyn NTSC zauważają, że na nich także da się grać, akceptując częste zwolnienia akcji). Bardzo miłym prezentem ze strony autorów jest za to fakt, iż z racji tego, że gra ma już w tym momencie nieco ponad rok, zdecydowali się oni udostępnić wszelkim zainteresowanym możliwość ściągnięcia z Internetu wersji cyfrowej za darmo. Można to uczynić w tym miejscu: http://binaryzone.org/psytronik/ViceSquad_Download_2013.zip. To według mnie bardzo dobry wybór, bo kto miał grę kupić na fizycznym, kolekcjonerskim nośniku już to z pewnością zrobił, a cała reszta bardzo chętnie zapozna się z nią teraz, co świetnie wpłynie na popularność tytułu i jego autorów także.
Podsumowując, The Vice Squad jak najbardziej można traktować jako coś w rodzaju trybutu dla policyjnych filmów akcji z lat 80-tych, kiedy to miał miejsce swoisty boom na tego typu produkcje. Jeżeli więc z rozrzewnieniem wspominacie z czasów dzieciństwa seanse przez telewizorem i prezentujących się na jego ekranie dzielnych stróżów prawa, biorących udział w niebezpiecznych pościgach swoimi super samochodami i wdającymi się co rusz w strzelaniny z różnej maści złoczyńcami, ta gra jest dla Was. Produkcja jest bowiem naprawdę świetna, wykonana na bardzo wysokim poziomie i zdecydowanie warta nie tylko tego, by ją sprawdzić, ale i by zapamiętać ją na dłużej.
Link do pobrania gry znajduje się na stronie psytronik.net