Komoda & Amiga plus
Magazyn użytkowników komputerów Commodore

Castle Wolfenstein

Kiedyś jedno z poczytnych pism zajmujących się grami komputerowymi, przy okazji recenzji gry „Bloodrayne” pisało, że nie można nie pokochać seksownej wampirzycy, która w dodatku morduje nazistów. Prawie jak w grze Castle Wolfenstein, tylko nie ma wampirzycy 🙂

Niemniej jednak nie to świadczy o fenomenie tej gry. Moim zdaniem gra wyprzedziła epokę. No dobra, może nie pod względem graficznym, ale w czasach kiedy (mocno powiedziane) przestrzeń dyskowa była ograniczona, nie można mieć wszystkiego. Dała ona natomiast początek wszystkim skradankom, których era rozpoczęła się prawie 20 lat później. O całej serii przygód kapitana Blaskowicza nie wspomnę.

O co chodzi?

Trafiamy do zamku Wolfenstein. Gość, z którym dzielimy celę mówi, że to miejsce służy do przesłuchiwania żołnierzy alianckich i po pozyskaniu informacji usuwa się taki obiekt z zamku. Tylko jedną drogą. Nasz towarzysz ma niewiele czasu, bo już go rozpracowali więc zaraz po niego przyjdą, ale dla nas jeszcze jest nadzieja. Przekazuje nam naładowany pistolet, w którego posiadanie wszedł w jakichś dziwnych okolicznościach i w wyniku przymusowego rozstania kończymy rozmowę. Oczywiście nie może być za prosto i tuż przed końcem dowiadujemy się, że gdzieś w zamku są bardzo ważne plany dotyczące operacji Rheingold, które przed opuszczeniem zamku wypadałoby zdobyć.

Rozgrywka

Poruszamy się w systemie jeden ekran = jeden pokój. Ciekawostką jest to, że układ pomieszczeń w zamku Wolfenstein jest generowany losowo. Każdy pokój ma jedno wyjście. Ewentualnie schody na niższe piętro. Pięter jest 5. Początkowo jesteśmy odziani w więzienne pasiaki i unikamy wszystkiego co się rusza. Zresztą, to co się rusza jest odpowiednio oznaczone symbolami, które nie kojarzą się za dobrze, żebyśmy nie mieli żadnych wątpliwości. Nie jest to proste, bo nasi wrogowie, na czym właśnie polega nowatorski charakter tej gry, nie poruszają się tylko z punktu A do punktu B i z powrotem. To znaczy poruszają, jak na strażników przystało, ale jak tylko nas zauważą albo usłyszą to zmierzają w naszym kierunku, aby nas pojmać, wykrzykując przy tym hasła po niemiecku. Możemy im albo uciec, albo zabić, ewentualnie mogą się poddać kiedy zobaczą broń. W dwóch ostatnich przypadkach, i jest to również opcja godna zaznaczenia, możemy ogołocić ich z posiadanych dóbr, zazwyczaj amunicji lub kluczy. Możemy jeszcze ich oszukać. Kiedy uda nam się znaleźć mundur, strażnicy nie będą na nas reagować. Oczywiście, żeby nie było za prosto, to szwendają się po zamku również przepakowani osobnicy oznaczeni dwoma runami sig. Ci goście nie dość, że są trudni do zabicia, nie dają się nabrać na sztuczkę z mundurem, to jeszcze gonią nas po kolejnych pomieszczeniach do momentu aż zostaną zabici lub zablokowani. Jedyny z nich pożytek jest taki, że możemy ich skroić z kamizelki kuloodpornej. Wtedy sami otrzymujemy noszony przez nich symbol, ale w niczym on nam nie pomaga.

W niektórych pomieszczeniach są skrzynki. Kiedy chcemy je otworzyć, pojawia nam się licznik informujący o ilości czasu potrzebnego na wykonanie tej czynności. Czasem trwa to tak długo, że możemy iść na obiad. Możemy też użyć pistoletu, ale nie polecam strzelać do skrzyń, w których jest coś wybuchowego czyli amunicja, granaty, czy zupełnie bezużyteczna kula armatnia. Równie bezużyteczne są medale, ale przynajmniej nie wybuchają. Kapusta kiszona albo bułka z kiełbasą nie wpływają zbytnio na grę, ale po spożyciu mamy małe urozmaicenie w postaci komunikatu na dole ekranu. Możliwości są dwie – albo smakuje albo nie. Znajdujemy też alkohol, wódkę albo jabola, po spożyciu któregoś z nich na dole ekranu dostajemy wymowny komunikat- >HIC!<. W jednej z takich skrzynek możemy znaleźć to, bez czego nie wypada nam opuścić zamku czyli plany. Można uciec bez planów, ale wtedy będzie problem z awansem.

Grafika

Jak już pisałem, nie można mieć wszystkiego. Grafika to najsłabszy punkt tej gry. Ściany są widoczne od góry, a na tym postacie, które aby tak się poruszać, musiałyby się czołgać. Jak byłem dzieckiem to tak rysowałem 🙂 Na szczęście gra powstała w czasach, kiedy najbardziej liczyła się grywalność, a tej mimo nielogicznego z punktu widzenia fizyki wyglądu, niczego nie brakuje.

Reasumując. Nie będę pisał czy gra jest trudna, bo to C64, więc oczywiste, że jest 🙂 Nowatorska rozgrywka powoduje natomiast, że gra się przyjemnie. Pewnie gra kiedyś się znudzi, ale zastosowano kilka zabiegów, które powodują, że po przejściu chcemy grać jeszcze raz. Pierwszy to system promocji. Jeśli uciekniemy z planami to awansujemy i następnym razem będzie trudniej. Stopni jest 7 od szeregowca do generała. Do tego jeszcze dochodzą skarby do odkrycia i różne reakcje, dlatego nikt nie poprzestał na jednym razie 🙂

Podziel się tym:

Wolisz papier?

Amiga

TONY – Montezuma’s Gold (Amiga)

Witaj, cyfrowy odkrywco! Rozpocznij pikselową podróż inspirowaną Tony Halikiem, prawdziwym polskim podróżnikiem i filmowcem, którego

C64

TONY – Montezuma’s Gold (C64)

Witaj, cyfrowy odkrywco! Rozpocznij pikselową podróż inspirowaną Tony Halikiem, prawdziwym polskim podróżnikiem i filmowcem, którego

Copyright 2020, Komoda&Amiga Plus